Konferencja wygłoszona przez s. Bognę Młynarz, podczas Diecezjalnego Dnia Skupienia Rodzin Ruchu Domowego Kościoła, 17.03.2012r.

W tym roku jesteśmy zaproszeni, by w szczególny sposób „słuchać Pana w Kościele”. Pójdźmy za tym wskazaniem. Co w Wielkim Poście mówi Pan w Kościele? Mówi: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To jest Słowo, w które chcemy się dziś wsłuchać. Chcemy go „posłuchać”, a więc za nim pójść, dać się poprowadzić, być posłusznymi temu słowu.

Żeby być posłusznym słowu, trzeba najpierw go dobrze, mądrze zrozumieć. Nasze porażki w dziedzinie nawrócenia (wszak każdy z nas nieraz już się nawracał), mają podstawę w tym, że nie rozumiemy słowa: „nawróć się!”. Słyszymy to jak dźwięk trąbki wzywającej do działania, więc bierzemy się do roboty, napinamy duchowe muskuły, próbujemy być lepsi, inni i… zapał i siły kończą się jeszcze przed III Niedzielą Wielkiego Postu. Po każdej spowiedzi „postanawiamy poprawę”, a jednak wielu z nas, przystępując po tego sakramentu mogłoby powiedzieć krótko: „ to samo, co ostatnio”. Czyżby Bóg nakazywał nam coś, co przekracza nasze siły? A może źle rozumiemy Boże wezwanie?

Potrzebujemy na nowo usłyszeć to słowo, tak jakby było wypowiedziane po raz pierwszy, by odnaleźć w nim drogę, którą chce nas poprowadzić Bóg.

„Nawracajcie się!” to dosłownie „matanoeite!” – „zmieniajcie myślenie!” Jezus wzywa nas, byśmy podjęli wysiłek przemyślenia różnych spraw na nowo, ryzykując odkrycie, że do tej pory myśleliśmy o czymś błędnie. To dopiero wyzwanie! Zakwestionować swoje, „jedynie słuszne” przekonania! Nie jest to łatwe, ale możliwe, przy odrobinie pokory. Co więcej, takie nawrócenie jest trwałe. Jeśli odkryję, że błądzę, że myślę głupio, że coś mi nie służy, że mnie niszczy, to zmiana postępowania następuje automatycznie.

Ale tu pojawia się pewna trudność: przecież o wielu sprawach myślimy poprawnie. Dzięki Bogu, wiemy, co jest złe, a co dobre. Przecież nie mówię tu do pogan, których trzeba przekonywać o tym, że rozwody są dramatem, a nie wyzwoleniem, albo o tym, że aborcja to morderstwo, a nie wolny wybór kobiety. Mówię do chrześcijan, do ludzi z Domowego Kościoła, którzy znają Boże przykazania, znają Ewangelię i chcą według niej żyć. Więc skąd wezwanie do zmiany myślenia?

Otóż, jest myślenie i myślenie. W każdym z nas funkcjonuje zestaw pojęć, przekonań, które deklarujemy i które świadomie wyznajemy. Nazwijmy to światopoglądem. Taki oficjalny pakiet zasad. Jak ufam, wszyscy jak tu jesteśmy, mamy w tym pakiecie zasady ewangeliczne. I na tym poziomie jesteśmy nawróceni. Jest jednak jeszcze inne „myślenie” w nas. Gdzieś głębiej, w sposób często nieuświadomiony przechowujemy zestaw reguł, przekonań, całych ideologii, które ukształtowały się w nas w ciągu życia i niekoniecznie mają coś wspólnego z chrześcijaństwem. Te zasady i wynikające z nich postawy zrodziły spontanicznie, pod wpływem historii życia. Nie zawsze sobie to uświadamiamy, ale to właśnie ten „sposób myślenia” pierwszy odzywa się jako nasza reakcja na wydarzenia. Ktoś jest wobec nas niemiły i, zanim pomyślimy o ewangelicznych zasadach, odpowiadamy złością, albo wycofujemy się urażeni. Mówimy: „spontaniczna reakcja”, ale za nią stoją jakieś przekonania. Np., że jedynym sposobem radzenia sobie jest agresja, albo, że zawsze muszę przegrać i lepiej się wycofać.

Problem polega na tym, że te, często nieuświadomione, zasady postępowania są nam bliższe niż te wyczytane w Ewangelii. Niby wiemy, jak należy postępować w konfliktach, jednak szybciej „wyskakuje” jak chochlik to drugie.

I tu dochodzimy do istoty wezwania do nawrócenia, czyli do przemiany myślenia. Jezus chce, byśmy przemyśleli na nowo nasz „osobisty pakiet” zasad i skonfrontowali go z Ewangelią. Ale, żeby to zrobić, najpierw trzeba poznać te rządzące nami zasady. I tu kilka rad.

Wielu katolików myśli, że wobec Boga trzeba się zachowywać perfekcyjnie, więc kiedy odzywa się w nich ten „prywatny sposób myślenia”, to starają się go jak najszybciej odrzucić i wymazać. I właśnie to nazywają pracą nad sobą i nawróceniem. Czy jest to skuteczne? Wyobraźcie sobie kogoś, kto ma, gdzieś w głębi serca taki skrypt, który brzmi: „lepiej unikać konfrontacji”. I ma w pracy szefa, który mu każe robić machlojki. Nawet, jeśli, kierując się Ewangelią, stanie w obronie prawdy, to coś ciągle będzie w nim mówić: „źle robisz, niszczysz sobie życie”. Zamiast satysfakcji z obronienia wartości, będzie przeżywał lęk, a może nawet żal do Boga, że postawił go w takiej sytuacji. Albo ktoś ma taką nieuświadomioną zasadę „przyjemność to szczęście”. No i, jako chrześcijanin, stara się wyrzekać różnych przyjemnych rzeczy, bo są złe. Ale ile żalu, ile wewnętrznego zmagania, targów: „a może ta przyjemność nie jest aż takim grzechem?” I zamiast wolnego syna Bożego, mamy niewolnika, któremu łańcuchy nie pozwalają sięgnąć po upragniony, zakazany owoc. Ile można jechać z zaciągniętym ręcznym hamulcem?! Rzeczywiście niszczy sobie wtedy człowiek życie. Zygmunt Freud miał z takich chrześcijan wdzięczne przykłady, jak to religia jest szkodliwa dla psychiki człowieka.

Prawdziwe nawrócenie to najpierw odkrycie i nazwanie swoich „życiowych zasad”. A zatem, gdy dochodzą one do głosu w różnych naszych spontanicznych reakcjach, to warto im się przyjrzeć. Co mówi to moje zachowanie? Jaka myśl kryje się za tą moją reakcją? Co wyraża moja postawa? Bez pośpiesznego samopotępienia, pozwolić im przemówić. A potem z tymi odkrytymi zasadami, przekonaniami, wewnętrznymi skryptami przyjść do Boga.

Bóg chce, byśmy byli wobec Niego prawdziwi, a nie „grzeczni”. J. Ratzinger w jednym ze swoich kazań adwentowych powiedział: „Wiara oznacza przekonanie, że przed Bogiem możemy stawać z cała naszą egzystencją, gdyż w przeciwnym razie, moglibyśmy Go zirytować”! Genialne słowa! Zwróćcie uwagę, że to nie grzesznicy wywoływali gniew Jezusa, ale zakłamani faryzeusze. Zatem możemy przyjść do Niego z cała prawdę o naszym „podwójnym życiu”, o tym rozdwojeniu, o którym z bólem pisał św. Paweł, że są w nas pragnienia zgodne z Prawem i te, które się mu przeciwstawiają.

Nawrócić się to przyjść do Jezusa i pozwolić, by prawda Ewangelii przekonała i rozświetliła nasze pełne uprzedzeń i mechanizmów obronnych przekonania i zasady życiowe. Nie przypadkowo po słowach: „nawracajcie się”, pada wezwanie: „wierzcie w Ewangelię”, bo prawdziwe nawrócenie to: bardziej uwierzyć Słowu Boga niż własnemu doświadczeniu.

Wróćmy do przykładu człowieka, który bał się konfrontacji. Jego nieewangeliczne przekonania mówiły mu, że sposobem uchronienia swojego życia i szczęścia jest unikanie konfliktów. Jeśli chce być uczniem Jezusa, musi skonfrontować (o biedaczek, a przecież on nie lubi konfrontacji J), musi skonfrontować swoją zasadę życia z Ewangelią. Czy Jezus wzywając go do odwagi i narażania się w imię wartości, chce zniszczyć jego życie? Czy może właśnie uchronić, bo ten, kto zdradza swój świat wartości dla świętego spokoju tym samym traci godność i zniszczy swoje życie? Nawrócenie to dokładnie ten moment: ja myślę tak, a Bóg tak. I nie chodzi o to, by szybko się zgodzić z Bogiem, bo wypada (ostrzegam przed „irytowaniem Boga” J), ale rozmawiać tak długo, aż Bóg mnie przekona. Bo jeśli szczerze szukamy prawdy, to nie ma szans – przekona, bo On jest samą Prawdą. A Prawda wyzwala!

Tak przyjęta prawda przemienia życie autentycznie i trwale. Zatem owocnego zmagania.

s. Bogna Młynarz