Drukuj
Odsłony: 1801

Danuta: Przed przyjazdem na rekolekcje czułam obojętność duchową, stałam się „niewolnikiem własnych zobowiązań” a nie córką Boga. Miałam po prostu słabą relację z Jezusem.

Na rekolekcje wyjechałam z otwartością na nowo poznanych ludzi, szczególnie iż jestem mamą na pełny etat siedząc z dziećmi w domu. Tak Pan Jezus pokierował ten czas, że otworzyłam się na Niego samego. Poszczególne dni przygotowywały nas na przyjęcie Jezusa jako naszego Jedynego Pana i Zbawiciela. Pomyślałam, że już raz – po pilotażu – taki akt uczyniłam i czym to ma się różnić od tamtego wydarzenia?  

Kolega – również uczestnik tych rekolekcji, podczas spotkania w kręgu, słusznie zauważył, że Pan Jezus stoi „u drzwi i kołacze” do serca, w którym jest wiele pomieszczeń, w których kryją się nasze wady, ukrywają nałogi i sfery życia z którymi sobie nie radzimy. Takim aktem możemy otworzyć Jezusowi pokój z problemem, który chcemy razem z Nim rozwiązać.

Przez całe rekolekcje towarzyszył mi spokój, pomimo trudności związanych z dwójką małych „kaskaderów” (mamy cztero i dwu –latka). Któregoś dnia wieczorem, gdy dzieci już spały postanowiłam pójść do kaplicy, aby pomodlić się i podziękować Panu za dzień, w którym mogłam znów otworzyć Mu „drzwi mojego serca i życia” lecz stchórzyłam. Drzwi do kaplicy były zamknięte, światło zgaszone a mnie ogarnął lęk, że jeśli tam wejdę będę się bać. Wróciłam do pokoju. Z mężem też mieliśmy małe „spięcie”, a przeze mnie nie mógł spać. Pomyślałam, że nie tak miało być. Przyjęłam Jezusa jako Pana i Zbawiciela a nadal brak mi odwagi, nadal nie wierzę, że On może wszystko, że jest potężny i panuje także nad szatanem. W okresie studiów nieraz oglądaliśmy filmy o egzorcyzmach i bardzo się po nich bałam opętania, kilka razy budziłam się zlana potem i modliłam ze strachu. Spowiednik nawet zakazał mi oglądania takich filmów ze względu na dużą wrażliwość. Uświadomiłam sobie, że szatan mnie wystraszył jak warczący pies pod kaplicą. Zapłakałam. Na rekolekcjach dowiedziałam się, że łzy są darem Ducha Świętego. Zauważyłam, że towarzyszą moim zmianom. Na drugi dzień usłyszałam Słowo: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20b), które dało mi nadzieję.

Relację z małżonkiem oczyściła modlitwa szeptana przed Najświętszym Sakramentem.

Ważnym punktem rekolekcji była Adoracja małżeńska. Uklęknęliśmy z małżonkiem tuż przy Hostii. Chwila milczenia. Pierwszy raz miałam świadomość, iż nie klęczę przed białym opłatkiem, ale to prawdziwy Pan Jezus, jakby siedział naprzeciwko mnie i chciał mnie wysłuchać. Zaczęłam mówić szczerze jak do Przyjaciela a nie głosić „górnolotne frazesy”. Potem mąż poczuł potrzebę zaśpiewania „tak mnie skrusz, tak mnie złam … byś został tylko Ty, jedynie Ty”. W pierwszej chwili nie śpiewałam z nim, ponieważ pojawiła się obawa przed taką deklaracją. Jednak konsekwentnie wybierając Jezusa za Pana muszę się dla Niego „spalać”, „bo Bóg nie odwołuje danego słowa” i zaśpiewałam z mężem. Długo nie musiałam czekać, Pan „skruszył” mnie, użył do tego nasze dzieci. Podczas Nabożeństwa Odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych nie byłam obecna, musiałam wyjść z kaplicy, bo młodszy syn bardzo przeszkadzał. Źle się czułam z faktem, że ominęło mnie to wydarzenie. Gdy syn zasnął poszłam do kaplicy. Drzwi były otwarte, weszłam i usiadłam w ostatniej ławce. Zaczęłam płakać i pytać Pana czy mam w ogóle chodzić z młodszym synkiem do kościoła jak daje nam tak w kość. Usłyszałam słowo „bliżej” oraz „pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”. Podeszłam bliżej ołtarza, uklęknęłam i zaczęłam się modlić na różańcu. Kolejny raz przyszedł niepokój, strach, że jest ktoś za mną. Modliłam się coraz głośniej, przypomniałam sobie cytat o „obfitości łask” Bożych nawet tam, gdzie jest zło, o tym, że szatan mdleje jakby od uderzenia obuchem, gdy modlimy się różańcem i że mam Pana i Zbawiciela! Strach minął, ciężar spadł. Poczułam ulgę i radość, pierwszy raz zwycięstwo, wiara, że Pan jest, naprawdę jest i mnie kocha i nie odda złemu! Podzieliłam się tym doświadczeniem z mężem i stwierdził, że warto zaświadczyć o mojej walce wewnętrznej.

Z perspektywy czasu widzę, jak ważne jest rozpoczęcie formacji od rekolekcji ONŻ I stopnia. Jest to wgłębienie się w duchowość, zawiązanie relacji z Panem Jezusem a zobowiązania DK to nie przymusowe odhaczanie modlitw, dialogu, zgłębiania Słowa Bożego, lecz służą one jako „pomoce duchowe” do polepszania relacji z Bogiem (Trójcą), mężem, dziećmi i otoczeniem. Rekolekcje otworzyły mnie na faktyczną współpracę z Jezusem, przez codzienne Słowo mogę z Nim przetrwać dzień, pamiętając, że jest moim Jedynym Panem i Zbawicielem.

Łukasz: Kilka miesięcy przed rozpoczęciem tych rekolekcji, moje nastawienie do tego wyjazdu było sceptyczne. Ogólnie rzecz biorąc nie chciałem jechać na te rekolekcje, miałem różne wymówki głównie to takie, że mamy małe dzieci i nie będzie łatwo, Pawełek ma niecałe dwa latka, a Karolek cztery. Twierdziłem, że to będzie ciągła gonitwa i w ogóle nie odpoczniemy fizycznie, ponadto to 17 dni więc długi czas i cały urlop. Danusia – moja żona była jednak ciągle przekonana, że powinniśmy jechać, w zdecydowaniu się również pomogły mi słowa innego małżeństwa z naszego kręgu z parafii Dobrego Pasterza w Krakowie, którzy też wybrali się na tę oazę do Kluczborka.

Zazwyczaj przed wyjazdami w czasie pakowania i organizacji jest dosyć duże napięcie między mną a żoną, ale tym razem jakoś odczuwaliśmy spokój, pakowanie się i wyjazd przebiegły spokojnie. Gdy przyjechaliśmy na miejsce spotkało nas bardzo ciepłe przyjęcie: ludzie, którzy już tam byli od razu złapali za nasze bagaże i pomogli nam je wnieść do naszego pokoju, który z resztą okazał się być bardzo fajny i z łazienką – to było dla nas bardzo pomocne i znajdował się również niedaleko kaplicy, która również znajduje się wewnątrz domu rekolekcyjnego w Kluczborku.  

Początek okazał się być naprawdę świetny. Kluczbork to piękne miejsce, jedzenie w domu rekolekcyjnym było naprawdę pyszne, a w pobliżu znajduje się zalew z plażą. Był też czas na odpoczynek, mimo iż harmonogram zajęć był dosyć napięty i nasz młodszy synek musiał być cały czas z nami, a że jest bardzo energiczny, nie wszystko udało nam się „wyłapać” z tych zajęć. Mimo to jakoś od samego początku czuliśmy, że to jest dobry czas dla naszej rodziny. Tuż przed rekolekcjami miałem ciężki czas w pracy, musiałem zostawać po godzinach i w sumie to mało przebywałem z żoną i dziećmi. Pojawił się pewien deficyt, który na tych rekolekcjach dzięki mocy sprawczej Pana Jezusa, zaczął się wypełniać. Na spotkaniach naszego kręgu spotkaliśmy się z bardzo dużą otwartością i ciepłem serca innych małżeństw, czuć było działanie Ducha Świętego, tym bardziej, iż para prowadząca świetnie wypełniała swoją posługę, dzięki chęci dążenia do owoców z dzielenia się sprawami, które leżą nam na sercu, nieraz i ja o tych sprawach mówiłem i jestem wdzięczny Panu Bogu, że spotkałem takich ludzi właśnie tam na tych rekolekcjach.  Z każdym dniem duchowo czułem rozwój, fizycznie trochę zmęczenie, tym bardziej że chodziłem późno spać, bo nie mogliśmy przestać rozmawiać z Danusią. Na tych rekolekcjach dostrzegłem jak ważny i potrzebny jest spokój serca i cierpliwość wobec dzieci. Codzienna Eucharystia była dla nas umocnieniem. Również to, że nasz czteroletni Karolek mógł w komży siedzieć razem z ministrantami, jemu też to dawało radość, choć młodszy synek nieraz był dość ruchliwy podczas mszy. Każdy dzień przynosił jakąś refleksję i pod koniec dnia, w tych rozmowach z żoną głównie rozmawialiśmy o tym jak wydarzenia dnia wpłynęły na nas. Niby u nas wszystko było w porządku, tak mogłoby się wydawać – ale Pan Bóg nam pokazał, że dużo pracy przed nami, że ciągle musimy się zmieniać, aby odnajdywać prawdziwego siebie. Ważnym punktem tych rekolekcji była dla nas konferencja Małgosi i Rafała Lasków o świętości i ważności aktu małżeńskiego. To było dla nas inne spojrzenie na tę sprawę. Uświadomiliśmy sobie, że jest to wielki dar od Pana i coś, co ma bardzo duży wpływ na nasze relacje.

Żona toczyła wewnętrzną duchową walkę i tym wszystkim dzieliła się ze mną i przeżywałem to razem z nią. Niezwykle umacniająca dla nas była modlitwa małżeńska i wspólna nocna adoracja Pana Jezusa; to były piękne i wzruszające chwile, które zmieniły nasze serca.  Podczas adoracji przyszło do mnie natchnienie, aby zaśpiewać: „Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie, byś został tylko Ty” – co jak się później okazało miało duży wpływ na moją żonę, jeżeli chodzi o przezwyciężanie wewnętrznego strachu.

Na tych rekolekcjach odczułem, że Pan Jezus chce zmieniać nasze serca, to On dał nam spokój wewnętrzny. Mimo zmęczenia nie robiliśmy sobie żadnych wyrzutów, czy chociażby drobnych docinek. Mimo tego, iż to były moje wakacje, to tu nauczyłem się przezwyciężać lenistwo. Mam teraz i miałem wtedy radość z pomagania Danusi przy dzieciach i z tego, że ona pomaga mi. Pan Jezus uświadomił mi, że trzeba się wypalać dla Niego, a On jest w innych ludziach, w żonie, w dzieciach. Jeżeli ich kocham, to muszę rezygnować ze swojego „ja” i przekładać to na konkretny czyn, na każdą myśl którą wybieramy, żeby ją wypowiedzieć. W każdej konkretnej chwili podejmujemy walkę w rzeczach drobnych jak i tych dużych, po to, aby wybrać dobro wobec innych. 

Ważnym wydarzeniem była też droga krzyżowa, gdzie wspólnie przygotowaliśmy rozważania do ósmej stacji – Jezus pociesza płaczące niewiasty. Ten temat był nam bardzo bliski, Danusia nie raz zapłakała na tych rekolekcjach, ja też nie raz się wzruszyłem – szczególnie przy modlitwie małżeńskiej, dla nas tę stację odczytuję jako pewnego rodzaju żal prowadzący do przemiany, ale i pocieszenia od Pana, gdy coś nie wychodzi. Mając tak wiele doświadczeń zasiedliśmy do dialogu małżeńskiego – był to piękny czas, który mieliśmy dla siebie. Duch Święty wskazał nam pewne kierunki, aby zmienić coś w naszym duchowym życiu, szczególnie jeżeli chodzi o realizację zobowiązań, które są przecież darem umacniającym miłość do Pana Boga
i między nami jednocześnie.

Podsumowując, stwierdzam, że te rekolekcje to był dla mnie piękny czas, z jednej strony trudny, bo opieka nad dziećmi i niewyspanie, ale z drugiej strony to moc łask dla nas, które wpłynęły na przemianę serc. Spotkaliśmy mnóstwo pogodnych otwartych i życzliwych ludzi, dzięki którym świat jest lepszy. Mam w pamięci słowa Pana Jezusa, które odczytywaliśmy na jutrzni, które jakoś do mnie przylgnęły i które z pewnością określają drogę przebytą na tych rekolekcjach a brzmią one: „Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał Światło życia”.

Chwała Panu!

 

          Danuta i Łukasz