Oaza Rodzin I st. w Kluczborku

Wierzę głęboko w to, iż Pan Bóg działa w moim życiu poprzez ludzi, których spotykam.

Tak też było na rekolekcjach w tym roku. Swoje świadectwo zaczęłam pisać już wcześniej, po prostu z potrzeby serca. W dniu, w którym para animatorska poprosiła, żeby zgłosiły się do niej osoby, które chcą powiedzieć świadectwo, ja swoje miałam już gotowe. Ale pomyślałam, że poczekam i ustąpię miejsca innym.  Jakież było moje zdziwienie, gdy około godziny 22.00 animator zapukał do mojego pokoju i zapytał, czy powiemy z mężem świadectwo. Nie miałam wątpliwości, że Bóg z jakiegoś powodu chce, abym je powiedziała. Zgodziłam się, chociaż gdyby ktoś powiedział mi wcześniej, że kiedyś się na to zdobędę, to nie uwierzyłabym mu.

 

W dniu wspólnoty powiedziałam poniższe świadectwo, a mój mąż stał u mego boku, wspierając mnie jak zawsze, swoją obecnością i miłością:

„Na rekolekcje przyjechałam z myślą: „Dobra Panie Jezu. Jestem tu. Działaj”.

Ale w głębi duszy pragnęłam oprócz tego, żeby był to dobry czas z moimi dziećmi (dla których wciąż mam za mało czasu) i oprócz tego, że chciałam poznać fajnych ludzi (i udało się ?), to najważniejszym pragnieniem było dla mnie to, żeby Jezus uzdrowił moją relację z mężem. Bo wiem, że na wielu polach zawodziłam ostatnio w naszym małżeństwie.

Jesteśmy z mężem w sumie ok. 20 lat razem i ostatnio coraz trudniej było nam się porozumieć. Brakowało w naszym małżeństwie jedności. I czasu dla siebie. I wiem, że największą pokusą jest myśl, że już o nic nie ma sensu walczyć w naszych relacjach, że po co kolejny raz rozmawiać o tym samym, że i tak nic się nie zmieni. Ja wiem swoje, a on swoje...

Ale wiem też, że ponieważ rozwód nie wchodzi w grę, to mamy dwa wyjścia. Albo żyć obok siebie (co dla mnie byłoby powolnym umieraniem już za życia), albo zawalczyć o jedność pomimo przeciwności. No i Pan Jezus wyszedł mi naprzeciw jak zawsze.

Już w pierwszym dniu usłyszałam prawdę, która jest dla mnie trudna do przyjęcia, że muszę zaakceptować i przyjąć współmałżonka takim jakim jest, jednocześnie zmieniając siebie. Kolejne dni przyniosły kolejne wskazówki... Na dialogu małżeńskim w pierwszej kolejności pytać: „Co mogę mężu zrobić żebyś był szczęśliwy?” a nie wręczać mu swojej listy życzeń.

W miejsce „ja” wprowadzić „Chrystus”. Wtedy w każdej relacji z innymi nie będę myśleć o swoich racjach, tylko pojawi się refleksja, co zrobiłby Chrystus w takiej sytuacji. I nie spieszyć się, nic nie robić na siłę, z zaufaniem, że Bóg daje czas.

W czwartym dniu rekolekcji było przyjęcie Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Nie zrobiliśmy tego z mężem. Pogubiliśmy się, kiedy to miało być. W którym momencie. I ogromny pokój w moim sercu, że przyjdzie na to czas. I przyszedł. Na adoracji indywidualnej małżeństw. Zrobiliśmy to razem przed Najświętszym Sakramentem. Byliśmy tylko my i On.

Nawet nie wiem, kiedy Jezus zbliżył nas znów do siebie, przez modlitwę i wspólne obowiązki. Pozwolił wstać na nowo, działając w moim sercu, z nadzieją, że „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.

Zawsze chciałam takiej jedności z mężem, że patrzymy sobie w oczy w tłumie ludzi i wiemy o czym myślimy. Dla mnie to by była taka mega jedność. No i dostałam taką chwilę na tych rekolekcjach. Tylko zapomniałam, że Pan Bóg ma ogromne poczucie humoru i lubi nas zaskakiwać...

Dziesiąty dzień rekolekcji. Szkoła życia o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. Popatrzyliśmy sobie w oczy z mężem. I Bóg dał nam chwilę, o której zawsze marzyłam. I wiedziałam już, że on chce podpisać krucjatę i on wiedział, że ja wiem, że chce ją podpisać za mnie. Bóg naprawdę w przedziwny sposób spełnia nasze modlitwy.

 Na rekolekcjach dostałam słowo: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę” 1 Kor 6,12

Ale to nie był koniec moich przeżyć rekolekcyjnych. Głęboko do serca wzięłam sobie słowa księdza, aby „nie tracić ducha”, bo czasem w ostatnim zdaniu, w ostatni dzień rekolekcji Bóg potrafi zdziałać wiele. I tak też się stało...

Podczas modlitwy wstawienniczej naszej rekolekcyjnej wspólnoty poprosiliśmy o modlitwę w pewnej intencji. Dopiero na drugi dzień, podczas Mszy świętej, nagle zrozumiałam, że to, o co prosiliśmy teraz Boga, On spełnił już kilka miesięcy temu. Chociaż wtedy wcale tego nie chciałam, a wręcz moje pragnienia były przeciwne. Ale Bóg jest ponad czasem... On wiedział już wtedy, że przyjdzie taki dzień, na rekolekcjach, kiedy uklękniemy przed Nim razem z mężem i będziemy prosić... I spełnił nasze modlitwy jeszcze zanim je sobie uświadomiliśmy i jeszcze zanim zdążyliśmy je wypowiedzieć...

Chwała Panu

Ania T.

 

OR1 Kluczbork