Drukuj
Odsłony: 792

Oaza Rodzin I st. w Kluczborku

Co wydarzyło się w czasie rekolekcji

Rekolekcje Pierwszego Stopnia Domowego Kościoła w Kluczborku były pierwszymi rekolekcjami w moim życiu. Jechałam z ciekawością i otwartością. Wyczerpana fizycznie trudnościami zdrowotnymi trwającymi od poprzedniej jesieni praktycznie do wakacji. W duchu liczyłam na odpoczynek i oderwanie się od codzienności. Jak często bywa Pan Bóg jest bardziej hojny niż możemy przypuszczać. Tak było i tym razem. Co więc wydarzyło się w czasie rekolekcji?

 

Rekolekcje były czasem niezwykłym i długo by opowiadać o wszystkich doświadczeniach. By ująć to krótko napiszę wprost. Spotkałam Boga!

W ostatnich latach wielokrotnie modliłam się, aby Bóg dał mi jakiś znak, odpowiedź na moje pytania dotyczące tego, jak mam dalej postępować w życiu zawodowym, rodzinnym. Jednak nie słyszałam odpowiedzi. Nie widziałam wskazówek od Boga. I choć nie przyszło mi to łatwo, ale w końcu pogodziłam się z tym. Postanowiłam wiernie modlić się dalej. Widocznie tak ma być - pomyślałam - Pan Bóg wie, co dla mnie najlepsze, widocznie ja nie muszę wiedzieć. Drugą trudnością, jakiej doświadczałam była duża trudność by skupić się w czasie Namiotu Spotkania, by w ogóle pojąć, o co w tym chodzi.  A w czasie rekolekcji mieliśmy zaplanowane 30 minut na Namiot Spotkania. I to codziennie. Cóż było począć. Chodziłam do kaplicy ze wszystkimi. Czytałam Pismo Święte. Siedziałam, rozmyślałam, rozglądałam się wokół siebie albo modliłam się, próbując skupić myśli na Słowie Bożym. Chyba nie rozumiałam do końca, jak „prawidłowo” powinien przebiegać Namiot Spotkania. I pewnego dnia, gdy tak siedziałam w wypełnionej kaplicy, zerkając ukradkiem na zegarek, przyszedł do mnie Chrystus. Nie, nie słyszałam głosów, ale wiedziałam, co Jezus chciał mi przekazać. Usiadł obok i powiedział, że teraz jest czas, kiedy możemy siedzieć tak razem i wcale nie muszę nic mówić. Tak jak dobrzy przyjaciele, którzy nie potrzebują słów, by się porozumieć, czasem wystarczy, że razem sobie „pomilczą”. Co więcej zapewnił mnie, że mnie poprowadzi, wystarczy, że mu w końcu zaufam. Jak nietrudno się domyślić, byłam oszołomiona tym zdarzeniem.

Ustawiło mi ono właściwą perspektywę na czas rekolekcji. Ale przede wszystkim na resztę życia.

Gdyby tego było mało, spotykałam Boga żywego każdego dnia, w każdej osobie, która wraz z nami przybyła na rekolekcje, w małżonkach i ich dzieciach, w klerykach, diakonie, księdzu, w osobach, które pomagały nam w opiece nad dziećmi oraz tych, które dbały o to, żebyśmy mieli co jeść. Banalne? Być może, ale świadectwo życia każdej z tych osób odcisnęło piętno na moim życiu. Przykład pierwszy z brzegu - tak wiele razy modliliśmy się razem z mężem, ale brak było nam systematyczności w tej wspólnej modlitwie. Jednak świadectwo jednej z par, wypowiedziane tak po prostu, mimochodem w czasie spotkania kręgu „Ja klękam, mąż klęka i jakoś tak idzie…” skłoniło mnie do myślenia. Tak niewiele potrzeba…

Od czasu rekolekcji modlimy się razem z mężem codziennie. Nawet, jeśli wieczorem brak mi sił klękam, obok klęka mój mąż. Czasem znak krzyża i jedno zdanie wystarczą.  Ale zawsze razem. Każdego dnia. Odczuwam jedność z moim mężem. Mam nadzieję, że tak już pozostanie.

To wszystko sprawia, że moje życie nigdy już nie będzie takie jak „przed rekolekcjami”. Choć się tego nie spodziewałam i wcale nie oczekiwałam. Mimo, że z zewnątrz może nie widać tego tak wyraźnie, wszystko się zmieniło. Już się nie boję - bo skoro Jezus Chrystus siedzi obok mnie to, czego tu się bać! Moje doświadczenie doskonale podsumowuje cytat z Pisma Świętego. „Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” Ga 2, 20

Chwała Panu!

Maria
Diecezja krakowska

OR1 Kluczbork