Drukuj
Odsłony: 1035

Świadectwo Oaza Rodzin III st. w Wadowicach

Szczęść Boże wszystkim członkom i sympatykom Domowego Kościoła! Chcielibyśmy się z Wami podzielić naszymi doświadczeniami z przeżycia trzeciego stopnia rekolekcji Oazy Rodzin. Był to piękny czas wzrastania w wierze w Boga, wzrastania w relacjach rodzinnych i wzrastania w dojrzałości do posługi w Kościele, a w szczególności w Ruchu Domowego Kościoła.

 

Naturalnie każda dobra rzecz wiąże się z trudem, więc i tutaj go nie zabrakło. Natomiast trud ten ostatecznie zawsze okazywał się i słodki, i lekki. Ufamy, że cały czas nad wszystkim czuwała nasza ukochana niebieska Mama nieustannie obsypywana wieńcami modlitw płynących z ust sługi Bożego ks. Franciszka.

Już sama decyzja wyjazdu na rekolekcje była dla nas swego rodzaju zmierzeniem się z naszymi, jak się okazało bardzo mylnymi wyobrażeniami, iż ten stopień rekolekcji przeznaczony jest tak naprawdę dla małżeństw bez dzieci lub z dziećmi co najmniej w wieku młodzieńczym. Wydawało się nam, że jako małżeństwo z piątką dzieci, gdzie wiek najstarszego ciągle zapisywany jest jednocyfrową liczbą, będziemy co najmniej nie pasować do reszty towarzystwa. Na dowód jak bardzo się myliliśmy pozwolę sobie przytoczyć następujące dwie wypowiedzi:

Na pytanie, czy jest w ogóle sens przyjeżdżać z tak liczną gromadką dzieci na OR3, otrzymaliśmy od organizatorów dość dosadną odpowiedź : "No pewnie. Sami zabieramy naszą piątkę dzieci.".

Któregoś dnia podczas rekolekcji małżeństwo z sąsiedniego pokoju stwierdziło, że na tych rekolekcjach po raz pierwszy na pytanie ile mają dzieci odpowiadają TYLKO trójkę. 

Ale nie liczność dzieci, czy właściwie wielodzietność były główną niespodzianką, jaką przygotował nam Bóg podczas owych 15 dni. Tak naprawdę poszło o coś o wiele ważniejszego. 

Ostatni ze stopni rekolekcji wchodzących w skład tzw. formacji podstawowej to czas, w którym jako dojrzali ludzie zarówno w wymiarze społecznym, jak i duchowym, chcemy znaleźć swoje miejsce w Kościele. Chcemy odkryć to miejsce, gdzie poprzez swoją służbę możemy pomnażać swoje talenty otrzymane od naszego Taty, a jednocześnie współtworzyć dzieło naszego Brata - Kościół.

Pomysłów było, jest i pewnie będzie wiele odnośnie do tej kwestii. I pewnie każdy z nas jeżeli tylko zechce poświęcić swój czas dla Kościoła, poszuka swoje poletko do przysłowiowego zaorania. I nic w tym nie byłoby odkrywczego, gdyby nie "drobny" szczegół, który Duch Święty postanowił nam na tych rekolekcjach pokazać. Dopóki samemu będziemy wskazywać Bogu to, gdzie chcemy Jemu pomagać, dopóty będziemy się tak naprawdę kręcić wokół siebie. Nawet czyniąc zdawałoby się piękne rzeczy. Jednak prawdziwa służba zacznie się dopiero wtedy, kiedy otworzymy się w pełni na pomysły Boże i naśladując naszą Mamę powiemy: "Oto ja sługa pański, niech mi się stanie według słowa Twego", a potem już tylko "Jezu ufam Tobie".  Tylko Bóg tak naprawdę ma pełny przegląd sytuacji i zna swoich robotników bardziej niż oni sami, niż my sami. To co wydaje się nam niezbędne do zrobienia, nawet "na wczoraj" i od czego wręcz nie możemy się powstrzymać, aby przyłożyć ręce, być może mógłby zrobić ktoś inny. Może lepiej, może gorzej, ale ktoś inny. Być może Bóg nas zaprasza do zupełnie innego dzieła? I tu zaczyna się piękna przygoda. Przygoda, która aby mogła się rozwinąć, musi być, nazwijmy to, okraszona Bożym dziecięctwem. Postawą jakże bliską świętej Małej Teresce z Lisieux, którą Opatrzność Boża wielokrotnie stawiała nam na drodze podczas rekolekcji (i jakże mogłoby być inaczej, skoro nasza Oaza Rodzin miała miejsce w zakonie karmelitów bosych w Wadowicach). Przykładowo nie ja przedstawiam swojemu proboszczowi moją wizję na uzdrowienie parafii, ale idę do niego z pytaniem: Księże proboszczu, w czym mógłbym pomóc w parafii? Nie ja przekonuję małżonka, do mojego pomysłu na wspólne włączenie się w służbę w Domowym Kościele, ale wspólnie rozważamy taką decyzję i nasze możliwości, nasze umiejętności, nasz czas ofiarowujemy parze moderatorów, parze rejonowej, parze diecezjalnej czekając na zadania przez nich wyznaczone. Albo po prostu w szczerej modlitwie do Boga ofiarowujemy naszą chęć zaangażowania się i kiedy nadejdzie Jego zaproszenie po prostu je przyjmujemy takie jakie będzie. Bez grymasów. Bez zbędnego kalkulowania. Bez roztrząsania w jakim celu, jak długo, itp. Ostatni sposób, pomimo że na pierwszy rzut oka wydaje się być najmniej odpowiedzialnym, może wręcz naiwnym, tak naprawdę jest najtrudniejszym do wykonania. Bo tak jak w dwóch pierwszych będziemy mieć konkret, tak tutaj oferty jakie otrzymamy mogą wydawać się zupełnie nie pochodzące od Boga.

W naszym przypadku rekolekcje dały nam dość jasną odpowiedź w kilku aspektach. Pierwszym z nich była praca, gdzie Bóg przez niesamowite "zbiegi okoliczności" wskazał, że chce, abym kontynuował rozpoczętą w ubiegłym roku pracę nauczyciela, pomimo tego, że przed wakacjami zrezygnowałem z etatów w szkołach, w których dotychczas uczyłem. (…)

Podsumowując Oaza Rodzin 3 stopnia okazała się dla nas wspaniałym doświadczeniem obecności Boga, a wspomniane fakty są ledwie bladym cieniem tego, co miało miejsce w trakcie rekolekcji. Wszelkie obawy odnośnie do specyfiki OR 3 okazały się nad wyraz wyolbrzymione. Byliśmy w stanie z piątką dzieci zaliczyć wszystkie punkty programu z minimalną ilością spóźnień. To był piękny czas, który owocuje i pewnie jeszcze długo będzie owocował w życiu naszej rodziny.

Pozostaje nam na koniec zachęcić i to zachęcić z głębi serca wszystkich "maruderów" do szczerego przemodlenia sprawy, wzięcia się w garść, zapisania się na tego typu rekolekcje i przeżycia ich. Ale również pragniemy przypomnieć "działaczom", którzy pochłonięci sprawami Domowego Kościoła z roku na rok odkładają przyjazd na OR3, że i Jezus kazał swoim uczniom zadbać także o siebie, kiedy to pochłonięci sprawami Królestwa Bożego nawet na posiłek nie mieli czasu: "Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco! "

Chwała Panu!

Michał i Róża